Idziesz na siłownię. Większość bywalców macha ciężarkami. Są większe, mniejsze, i średnie. Nieważne, nie po to tu przyszedłeś. Robisz pompki, rozciągasz się, zwisasz i wykonujesz kilka innych ćwiczeń, typowe ćwiczenia kalisteniczne, bez żelastwa. Mimowolnie wzbudzasz ciekawość w obszarze gdzie ciekawość, przeplata się z pewną formą litości. Oprócz Ciebie, jeśli masz wyjątkowe “szczęście” jeszcze jedna czy dwie osoby, podczas ćwiczeń wykorzystują ciężar własnego ciała. Mimowolnie rodzi się pytanie. Czy to co robisz ma sens i co jest lepsze, no i właściwie kto jest po jasnej stronie mocy. ?
Siła to jedna z trzech podstawowych cech motorycznych, obiektu zwanego powszechnie ciałem ludzkim. Siła to także cecha motoryczna , którą z wiekiem zaczynamy tracić. Jednak nie tak szybko jak szybkość, i chwilę potem w skali czasu, wytrzymałość. To one ubywają najszybciej. Siła teoretycznie zostaje przy nas najdłużej, oczywiście jeśli w perspektywie punktu wyjściowego przyjmiemy, że ma ona z czego zostać 🙂
“To nie ciężar Cię łamie,
a sposób w jaki go niesiesz…”
Lena Horne.
Samo określenie kalistenika wywodzi się z greckich słów: kallos – piękno i Stenos – siła i generalnie można ją zdefiniować dokładnie jako wykorzystania własnego ciężaru do kształtowania i rozwoju sylwetki. Sport ten jest również jedną z bezpieczniejszych form treningu, w którym bardzo istotne jest organoleptyczne poznanie zasady dźwigni. Naprawdę trzeba się postarać, żeby zrobić sobie krzywdę, jeśli coś przekracza twoje możliwości to poprostu tego nie zrobisz. Proste. Mające sporo zalet ćwiczenia, nie uniknęły jednak wad. Jedną z nich jest zarzut, iż nie pozwalają one zbudować tak pożądanej masy mięśniowej, jak klasyczna kulturystka. Cóż, jak to mawiają w pokerze, sprawdzam…
Kalistenikę generalnie można podzielić na kilka właściwych grup ćwiczeń, dających pełne spektrum jej możliwości wpływu na nasze ciało. Ma to sen szczególnie podczas planowania kolejnych jednostek, kiedy to z chaosu zdarzeń zaczyna wyłaniać się sensowny kontekst. Idąc tym tropem otrzymujemy dość pokaźny zasób możliwości:
- wypchnięcia – wszelkiego rodzaju pompki, pompki na poręczach, pompki w staniu na rękach i przysiady,
- ciągnięcia – wszelkiego rodzaju podciągnięcia, o kątach wszelakich, w tym również wejścia siłowe,
- stania na rękach – odrębny temat w kontekście równowagi i “naczyń” z nią połączonych.
- wagi – jeden z bardziej ekstremalnych tematów, często wykraczający poza granice ogólnie pojętych praw fizyki,
- ćwiczenia korpusu – wszelkie połączenia ćwiczeń rzutujących bezpośrednio na mięśnie gorsetu, głównie brzuch i prostowniki grzbietu,
- wytrzymałość – garść ogólnych ćwiczeń w swoistym połączeniu, zaczerpniętym wprost z crossfitu. Coś na kształt obwodu stacyjnego, bądź serii powtórzeń w określonych zadaniach, czasie lub ilości.
Cóż. Jak widać jest w czym wybierać, i przy odrobinie wyobraźni zdecydowanie jest co robić. Mnogość ćwiczeń pozwala na bardzo skuteczne sponiewieranie się, już po pierwszych kilku seriach, szczególnie kiedy dopiero zaczyna się przygodę z tym rodzajem aktywności. Sam układ ćwiczeń pozostawiający wiele możliwości i wypadkowych, warto otrzeć o szczyptę wiedzy w zakresie samego treningu i jego poszczególnych etapów. Sam całość tej układanki przeplatam wdrożeniem systemu odżywiania 8/16, o którym nieco więcej niebawem, kiedy sprawdzę czy działa właściwie.
Z Pozdrowieniem – Marek Mróz.